niedziela, 19 czerwca 2022

BOLI

                            (memu bratu, Gienkowi)

Odszedłeś pierwszy 
z całej naszej szóstki
walczyłeś dzielnie o każdy dzień
byłeś dumny 
ze wszystkich trzech synów
mówiłeś – to rodziny pień

Kroplami ciszy witałeś 
zmierzch dni
cień zatopionych marzeń 
i cierpienie okryte woalem wieczności
zaszyfrowanych wyroków

Pożegnaniem 
nie jest słowo „żegnaj”
pożegnaniem są wspomnienia
fotografie zapach głos
nie potrafię 
odciąć się od wspomnień!

Modlitwy topię w falach życia
i jak u Asnyka 
ogarnia mnie
wszechwładna konieczność
nieskończonej mocy

Czy potrafię z Tobą się pożegnać?



Mój najstarszy brat, (Eugeniusz, Konstanty Dobaczewski) długo walczył z chorobą, nie poddawał się. Jednak wczoraj (18 czerwca 2022 r.) pożegnał nas. Miał jeszcze tyle marzeń i planów …
Bardzo boli!







„Życie nie jest świecą, a raczej wspaniałą pochodnią, którą pozwolono nam trzymać przez chwilę, i należy uczynić wszystko, by świeciła jak najjaśniej nim oddamy ją naszym następcom.”                                                                George Bernard Shaw

Gienek zawsze cenił sobie znajomych, przyjaciół i rodzinę. W młodości harcerz, instruktor, później działacz i społecznik, który miał wiele zainteresowań. Był ciągle w ruchu. Kochał życie i podróże. To właśnie pozwoliło mu nie poddawać się chorobie. Dzielnie walczył o każdy dzień, miesiąc i rok przez ponad 8 lat. (od diagnozy nieuleczalnej choroby).


W grudniu ub. r. mieliśmy jeszcze kolejny zjazd rodzinny, gdzie wspominaliśmy naszą mamę Włodzimierę. Witał nas w imieniu „głowy rodziny” (jako najstarszy z rodu Dobaczewskich) i zapraszał na swoje „złoty gody” które chciał, wraz z żoną Jolantą, przygotować bardzo uroczyście w kwietniu 2023 roku. Nie zdążył, przegrał z chorobą. Miał jeszcze wiele planów, marzeń do zrealizowania, które myślę, że dalej będą realizowali Jego synowie wraz z rodzinami, którzy poniosą dalej tą „żywą pochodnię”.



Remigiusz Konieczka w Pałukach, nr 1584,  (25/2022) pisze tak: (24.06.2022)


ODSZEDŁ EUGENIUSZ DOBACZEWSKI - komendant, prezes, kolega

W sobotę 18 czerwca 2022 roku odszedł Eugeniusz Dobaczewski. Był przez długie lata dyrektorem żnińskiego browaru, prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Żninie, jednym z założycieli tygodnika „Pałuki”, a także harcerzem, miłośnikiem i organizatorem turystyki.

Eugeniusz Dobaczewski urodził się 11 kwietnia 1949 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Wraz z rodzicami i babcią (Wandą Dobaczewską) przyjechał do Żnina w 1951 roku. Dla Jego rodziny Żnin i całe Pałuki od tego momentu stały się ich Małą Ojczyzną, zastępując rodzinną Wileńszczyznę. Ukończył Liceum Ogólnokształcące w Żninie, studiował chemię na Wyższej Szkole Inżynierskiej w Bydgoszczy (dziś Politechnika Bydgoska).

PRACA

Przez siedem lat pracował w bydgoskim Zachemie, codziennie dojeżdżając ze Żnina do Bydgoszczy. W latach osiemdziesiątych kierował żnińskim browarem – wtedy chodził już do pracy piechotą. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych został prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Żninie. Pracował tam do emerytury.
W Zachemie Eugeniusza Dobaczewskiego poznał Marian Kawka. Pracowali na sąsiednich zmianach. Bliższą znajomość między nimi zaczęła się wtedy, gdy dowiedzieli się, że pochodzą z tych samych okolic. Razem w Zachemie uruchamiali instalację epichlorohydryny (półprodukt do produkcji żywic epoksydowych).
- Lata siedemdziesiąte. Gienek wrócił z pracy z Zachemu i opowiada: "Ciśnienie w kotle zaczęło rosnąć, zawór bezpieczeństwa nie otwierał się i nie otwierał. Drugi zawór był na szczycie kotła - ręczny. Ktoś musiał wejść i go odkręcić, zanim zakład wyleci w powietrze. No to wszedłem i odkręciłem. Nie - nie wszedłem. Wbiegłem po drabince" - wspomina Dominik Księski.
- Po kilku latach Gienek został dyrektorem browaru w Żninie - opowiada Marian Kawka. - Kiedyś go odwiedziłem. Przyjechał akurat dyrektor browarów bydgoskich. Okazało się, że mieli vacat na stanowisku piwowara. Zapytali się mnie obaj, czy nie przyjąłbym tej pracy. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale wtedy nie mogłem odejść z Zachemu, który był zakładem zmilitaryzowanym. Trochę czasu minęło zanim opuściłem Zachem i w styczniu 1986 roku zacząłem pracę u szefa Dobaczewskiego - wspomina Marian Kawka, który uważa, że Eugeniusz Dobaczewski był dobrym szefem, bo umiał słuchać swoich pracowników. Doceniał swoją załogę i pozwalał realizować inicjatywy ludzi. - Pracowaliśmy w permanentnie niedoinwestowanym zakładzie. Bez inicjatywy oddolnej trudno byłoby cokolwiek tam zdziałać - wyjaśnia Marian Kawka.
Po transformacji upaństwowiony za komuny browar wrócił do poprzednich właścicieli, którzy go sprzedali. Była połowa lat 90. Eugeniusz Dobaczewski znowu zaczął dojeżdżać do pracy w Bydgoszczy. Pracował w istniejących jeszcze wtedy Browarach Bydgoskich. W drugiej połowie ostatniej dekady XX wieku został prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Żninie.
- Był otwartym na ludzi i do tego bardzo mądrym człowiekiem - podkreśla Marian Kawka. - Posiadał wszechstronną wiedzę. Szczególnie o lokalnej społeczności. Znał historię Żnina doskonale. Potrafił odpowiedzieć na każde pytanie.

HARCERSTWO

Przez długi okres działał w harcerstwie. Był komendantem hufca Żnin. Współtworzył prowadzony wraz z żoną Jolantą Dobaczewską Harcerski Klub Turystyczny „Włóczykij” działający w żnińskim ogólniaku. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych prowadził wiele obozów wędrownych i wycieczek z młodzieżą. Jego obozowi podopieczni nazwalali go Komendantem.
- Państwa Dobaczewskich poznałem w 1986 roku - wspomina Tomasz Dobies. - Mając 15 lat pojechałem na pierwszy obóz z Harcerskim Klubem Turystycznym „Włóczykij”. Potem obóz był już corocznym wydarzeniem, na które czekało się niecierpliwie. Poza tym o każdej porze roku odbywały się różne rajdy, wyjazdy weekendowe, zimowiska, itp. Pani Jola i Pan Eugeniusz poświęcali na to swoje wolne dni i urlopy. Przy wspólnych wędrówkach, wspinaczkach, spływach i codziennych czynnościach ludzie bardzo zżyli się ze sobą. Niezapomniane rozmowy i śpiewy przy ognisku zapoczątkowały wspólne pasje i przyjaźnie trwające do dziś, a wielu z nas znalazło we „Włóczykiju” swoich życiowych partnerów. Pan Eugeniusz zawsze był dla nas wielkim autorytetem, osobą, która w perfekcyjny sposób organizowała nam te wszystkie pasjonujące przygody. W czasach, kiedy jeszcze obowiązywały mundurki harcerskie, Pan Eugeniusz nosił przy sobie swój mapnik z dokumentami i dlatego zwracaliśmy się do niego „Komendancie” – i tak już zostało. Wieczorami, kiedy wszystkim dopisywał humor podczas odpoczynku Komendant w namiocie opracowywał dokumenty, rachunki, plany na kolejny dzień. A rano? Rano nie mogło zabraknąć dla Niego kawy, po której z humorem ponaglał wszystkich do spakowania się i dawał sygnał do wyruszenia w drogę. Zawsze darzyliśmy Pana Eugeniusza ogromnym szacunkiem za Jego odpowiedzialność i troskę. Miał niebagatelne poczucie humoru i zapewniał poczucie bezpieczeństwa. Zapewne dlatego brać „Włóczykija” zawsze była bardzo liczna, a nasi rodzice nigdy nie bali się powierzyć mu swoich dzieci pod opiekę. Za to wszystko zawsze będziemy bardzo wdzięczni.
- Komendant, bo tak go nazywali uczestnicy obozów i wyjazdów "Włóczykija", był nie tylko mózgiem organizacyjnym, ale duszą tego turystycznego fenomenu lat 80. i 90. - mówi Tomasz Kanarkowski, nauczyciel żnińskiego Liceum Ogólnokształcącego. - Był współodpowiedzialny, wraz ze swoją żoną Jolą, za wspaniałe przygody i chwile, które przeżyli niektórzy uczniowie żnińskiego ogólniaka. i za kilka włóczykijowych małżeństw. Jego poważna twarz nie współgrała z Jego poczuciem humoru. Stąd nie każdy wiedział czy Komendant żartuje, czy mówi poważnie. Ze stoickim spokojem znosił nasze młodzieńcze inteligentne i mniej inteligentne wybryki. Przy wieczornych ogniskach na obozach, znikał w namiocie, gdy były zaśpiewane konkretne 2-3 piosenki. Już nie pamiętam jakie, bo w repertuarze "Włóczykija" było ich około setki. Charakterystyczna sylwetka Naszego Komendanta na zawsze pozostanie w pamięci "Włóczykijów".
Robert Szafrański poznał rodzinę Dobaczewskich będąc w szkole podstawowej. - Chodziłem 12 lat do klasy z Olkiem Dobaczewskim [synem Eugeniusza - przyp. red]. Mieszkaliśmy niedaleko siebie. Ja w bloku na Kopernika 8, oni w piątce. Pamiętam jak jeździłem na obozy HKT Włóczykij. Eugeniusz Dobaczewski w górach był nie do zdarcia. Były jeszcze spływy Czarną Hańczą. Dużo opowiadał nam o historii. Mówił prosto z mostu. Nie owijał w bawełnę. Wspominam go ciepło i pozytywnie z tamtego okresu. Potem nasze ścieżki krzyżowały się gdy byłem już radnym, a on prezesem WiK. Potrafił odpowiednio przedstawiać swoje racje i argumenty.

PAŁUKI

W ostatniej kadencji rad narodowych reprezentował Żnin w Wojewódzkiej Radzie Narodowej. Działał w kampanii wyborczej 1989 roku po stronie Solidarności, był następnie członkiem prezydium Komitetu Obywatelskiego w Żninie. Na początku roku 1991 wspólnie z Dominikiem Księskim, Marianem Kawką i Aleksandrem Kmiećkowiakiem założył tygodnik Pałuki.
- Nasza współpraca i znajomość nie ograniczały się tylko do kontaktów zawodowych - dodaje Marian Kawka. - Organizowaliśmy Komitet Obywatelski i w 1989 roku pilnowaliśmy wyborów, jak się potem okazało, przekręconych. Po wyborach spotkaliśmy się jako zespół redakcyjny "Baszty" [pisma wydawanego przez Żnińskie Towarzystwo Kulturalne - przyp. rk]. Po publikacji mojego artykułu, który zamówił Dominik, wylecieliśmy stamtąd z hukiem i padła myśl, że robimy gazetę. Eugeniusz Dobaczewski jeździł z Dominikiem do Bydgoszczy ze stronami do składu. Gienek dużo pracy włożył w rozwój gazety.
Stowarzyszenie Gazet Lokalnych w roku 2020 przyznało Eugeniuszowi Dobaczewskiemu tytuł Zasłużony dla Gazet Lokalnych.
- Gienka poznałem dzięki "Pałukom" - wspomina Aleksander Kmiećkowiak. - Po jakimś czasie nasze nazwiska spotkały się w stopce redakcyjnej gazety. Mieliśmy podobne poglądy na temat tego, jakie funkcje powinna spełniać niezależna gazeta. Był człowiekiem rozważnym i o umiarkowanych poglądach na sprawy społeczne i polityczne. Lubiłem słuchać jego wspomnień o szkolnym klubie "Włóczykija" i jego opowiadań o bardzo licznych wędrówkach samochodowych po Polsce, które - nawet, gdy był ciężko chory - sprawiały mu dużą radość. W tych wycieczkach zawsze towarzyszyła mu żona. Jako lekarz znający liczne odejścia znajomych mi osób, byłem pełen podziwu dla niego i jego żony Joli, jak zachowywali się w tych ostatnich jego dniach.

SPACERY

Franciszek Szafrański, wieloletni dyrektor Zespołu Szkół Ekonomiczno-Handlowych i radny Rady Miejskiej w czasach, gdy prezesem WiK był Eugeniusz Dobaczewski, zasiadał w Radzie Nadzorczej tej spółki komunalnej. Powiedział nam, że prezes zawsze był odpowiednio przygotowany do spotkań z Radą Nadzorczą. Miał wszystko w słupkach podliczone. Tym bardziej dziwi go, jak na koniec swojej pracy został potraktowany [przez burmistrza Roberta Luchowskiego - przyp. red]. Nawet nie pozwolono mu do biura wejść.
- To był uczciwy i porządny człowiek - podkreśla Franciszek Szafrański. - Na spotkaniach najpierw omawialiśmy sprawy służbowe, a potem wspominaliśmy dawne dzieje. W samych pozytywach go wspominam. Kiedyś szedł na działkę od strony Rydlewa i zaprosił mnie do siebie. Siedzieliśmy i wspominaliśmy. Pamiętam jak swego czasu chodził na spacery, a miał dużego psa. To tak trochę śmiesznie wyglądało. Bo Eugeniusz Dobaczewski był szczupły, a ten pies duży. Śmiałem się, że go ten pies kiedyś gdzieś wyprowadzi.
- Dla mnie bolesne jest to, w jaki sposób potraktowała go lokalna władza i jak pozbyto się go z zarządu WiK - dodaje Marian Kawka. - Uważam, że miało to wpływ na późniejsze problemy zdrowotne zarówno jego jak i Janusza Biegańskiego. Obaj bardzo przeżyli tą sytuację, a jak się potem okazało, żadnej sprawy nie było. Mocno skrzywdzono jednego i drugiego. Mogę powiedzieć, że odszedł wielki żninianin. Ci, którzy decydowali o jego losie nie dorosną mu nigdy do pięt.


RODZINA

Eugeniusz Dobaczewski był najstarszym dzieckiem Tadeusza Dobaczewskiego, znanego żnińskiego rejenta i Włodzimiery z Korsaków. Miał pięcioro rodzeństwa: Joannę, Kazimierza, Helenę, Tomasz i Adama. Poślubił Jolantę (z domu Pryka), z którą ma trzech synów: Aleksandra, Jędrzeja i Witolda oraz sześcioro wnucząt (za Barbara Filipiak, Wanda Niedziałkowska-Dobaczewska. Droga do Żnina, Żnin 2017, s. 343-345).
W rozmowie z Pałukami jego siostra Helena Dobaczewska-Skonieczka powiedziała, że jej brat przez 8 lat walczył z chorobą. Mimo tego cały czas pozostawał aktywny. Kochał życie i lubił podróże, które pozwalały mu walczyć z losem. Kiedy tylko mógł, to wyjeżdżał. Był jednocześnie rodzinny i bardzo lubił rodzinne imprezy. Jedną z ostatnich był grudniowy zjazd rodzinny. Siostra poświęciła zmarłemu bratu wiersz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz