(memu bratu, Gienkowi)
Odszedłeś pierwszy
z całej naszej szóstki
walczyłeś dzielnie o każdy dzień
byłeś dumny
walczyłeś dzielnie o każdy dzień
byłeś dumny
ze wszystkich trzech synów
mówiłeś – to rodziny pień
Kroplami ciszy witałeś
mówiłeś – to rodziny pień
Kroplami ciszy witałeś
zmierzch dni
cień zatopionych marzeń
cień zatopionych marzeń
i cierpienie okryte woalem wieczności
zaszyfrowanych wyroków
Pożegnaniem
zaszyfrowanych wyroków
Pożegnaniem
nie jest słowo „żegnaj”
pożegnaniem są wspomnienia
fotografie zapach głos
nie potrafię
pożegnaniem są wspomnienia
fotografie zapach głos
nie potrafię
odciąć się od wspomnień!
Modlitwy topię w falach życia
i jak u Asnyka
Modlitwy topię w falach życia
i jak u Asnyka
ogarnia mnie
wszechwładna konieczność
nieskończonej mocy
Czy potrafię z Tobą się pożegnać?
Mój najstarszy brat, (Eugeniusz, Konstanty Dobaczewski) długo walczył z chorobą, nie poddawał się. Jednak wczoraj (18 czerwca 2022 r.) pożegnał nas. Miał jeszcze tyle marzeń i planów …
W grudniu ub. r. mieliśmy jeszcze kolejny zjazd rodzinny, gdzie wspominaliśmy naszą mamę Włodzimierę. Witał nas w imieniu „głowy rodziny” (jako najstarszy z rodu Dobaczewskich) i zapraszał na swoje „złoty gody” które chciał, wraz z żoną Jolantą, przygotować bardzo uroczyście w kwietniu 2023 roku. Nie zdążył, przegrał z chorobą. Miał jeszcze wiele planów, marzeń do zrealizowania, które myślę, że dalej będą realizowali Jego synowie wraz z rodzinami, którzy poniosą dalej tą „żywą pochodnię”.
wszechwładna konieczność
nieskończonej mocy
Czy potrafię z Tobą się pożegnać?
Bardzo boli!
„Życie nie jest świecą, a raczej wspaniałą pochodnią, którą pozwolono nam trzymać przez chwilę, i należy uczynić wszystko, by świeciła jak najjaśniej nim oddamy ją naszym następcom.” George Bernard Shaw
Gienek zawsze cenił sobie znajomych, przyjaciół i rodzinę. W młodości harcerz, instruktor, później działacz i społecznik, który miał wiele zainteresowań. Był ciągle w ruchu. Kochał życie i podróże. To właśnie pozwoliło mu nie poddawać się chorobie. Dzielnie walczył o każdy dzień, miesiąc i rok przez ponad 8 lat. (od diagnozy nieuleczalnej choroby).
W grudniu ub. r. mieliśmy jeszcze kolejny zjazd rodzinny, gdzie wspominaliśmy naszą mamę Włodzimierę. Witał nas w imieniu „głowy rodziny” (jako najstarszy z rodu Dobaczewskich) i zapraszał na swoje „złoty gody” które chciał, wraz z żoną Jolantą, przygotować bardzo uroczyście w kwietniu 2023 roku. Nie zdążył, przegrał z chorobą. Miał jeszcze wiele planów, marzeń do zrealizowania, które myślę, że dalej będą realizowali Jego synowie wraz z rodzinami, którzy poniosą dalej tą „żywą pochodnię”.
Remigiusz Konieczka w Pałukach, nr 1584, (25/2022) pisze tak: (24.06.2022)
ODSZEDŁ EUGENIUSZ DOBACZEWSKI - komendant, prezes, kolega
W sobotę 18 czerwca 2022 roku odszedł Eugeniusz Dobaczewski. Był przez długie lata dyrektorem żnińskiego browaru, prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Żninie, jednym z założycieli tygodnika „Pałuki”, a także harcerzem, miłośnikiem i organizatorem turystyki.
Eugeniusz Dobaczewski urodził się 11 kwietnia 1949 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Wraz z rodzicami i babcią (Wandą Dobaczewską) przyjechał do Żnina w 1951 roku. Dla Jego rodziny Żnin i całe Pałuki od tego momentu stały się ich Małą Ojczyzną, zastępując rodzinną Wileńszczyznę. Ukończył Liceum Ogólnokształcące w Żninie, studiował chemię na Wyższej Szkole Inżynierskiej w Bydgoszczy (dziś Politechnika Bydgoska).
PRACA
Przez siedem lat pracował w bydgoskim Zachemie, codziennie dojeżdżając ze Żnina do Bydgoszczy. W latach osiemdziesiątych kierował żnińskim browarem – wtedy chodził już do pracy piechotą. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych został prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Żninie. Pracował tam do emerytury.
W Zachemie Eugeniusza Dobaczewskiego poznał Marian Kawka. Pracowali na sąsiednich zmianach. Bliższą znajomość między nimi zaczęła się wtedy, gdy dowiedzieli się, że pochodzą z tych samych okolic. Razem w Zachemie uruchamiali instalację epichlorohydryny (półprodukt do produkcji żywic epoksydowych).
- Lata siedemdziesiąte. Gienek wrócił z pracy z Zachemu i opowiada: "Ciśnienie w kotle zaczęło rosnąć, zawór bezpieczeństwa nie otwierał się i nie otwierał. Drugi zawór był na szczycie kotła - ręczny. Ktoś musiał wejść i go odkręcić, zanim zakład wyleci w powietrze. No to wszedłem i odkręciłem. Nie - nie wszedłem. Wbiegłem po drabince" - wspomina Dominik Księski.
- Po kilku latach Gienek został dyrektorem browaru w Żninie - opowiada Marian Kawka. - Kiedyś go odwiedziłem. Przyjechał akurat dyrektor browarów bydgoskich. Okazało się, że mieli vacat na stanowisku piwowara. Zapytali się mnie obaj, czy nie przyjąłbym tej pracy. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale wtedy nie mogłem odejść z Zachemu, który był zakładem zmilitaryzowanym. Trochę czasu minęło zanim opuściłem Zachem i w styczniu 1986 roku zacząłem pracę u szefa Dobaczewskiego - wspomina Marian Kawka, który uważa, że Eugeniusz Dobaczewski był dobrym szefem, bo umiał słuchać swoich pracowników. Doceniał swoją załogę i pozwalał realizować inicjatywy ludzi. - Pracowaliśmy w permanentnie niedoinwestowanym zakładzie. Bez inicjatywy oddolnej trudno byłoby cokolwiek tam zdziałać - wyjaśnia Marian Kawka.
Po transformacji upaństwowiony za komuny browar wrócił do poprzednich właścicieli, którzy go sprzedali. Była połowa lat 90. Eugeniusz Dobaczewski znowu zaczął dojeżdżać do pracy w Bydgoszczy. Pracował w istniejących jeszcze wtedy Browarach Bydgoskich. W drugiej połowie ostatniej dekady XX wieku został prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Żninie.
- Był otwartym na ludzi i do tego bardzo mądrym człowiekiem - podkreśla Marian Kawka. - Posiadał wszechstronną wiedzę. Szczególnie o lokalnej społeczności. Znał historię Żnina doskonale. Potrafił odpowiedzieć na każde pytanie.
HARCERSTWO
Przez długi okres działał w harcerstwie. Był komendantem hufca Żnin. Współtworzył prowadzony wraz z żoną Jolantą Dobaczewską Harcerski Klub Turystyczny „Włóczykij” działający w żnińskim ogólniaku. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych prowadził wiele obozów wędrownych i wycieczek z młodzieżą. Jego obozowi podopieczni nazwalali go Komendantem.
- Państwa Dobaczewskich poznałem w 1986 roku - wspomina Tomasz Dobies. - Mając 15 lat pojechałem na pierwszy obóz z Harcerskim Klubem Turystycznym „Włóczykij”. Potem obóz był już corocznym wydarzeniem, na które czekało się niecierpliwie. Poza tym o każdej porze roku odbywały się różne rajdy, wyjazdy weekendowe, zimowiska, itp. Pani Jola i Pan Eugeniusz poświęcali na to swoje wolne dni i urlopy. Przy wspólnych wędrówkach, wspinaczkach, spływach i codziennych czynnościach ludzie bardzo zżyli się ze sobą. Niezapomniane rozmowy i śpiewy przy ognisku zapoczątkowały wspólne pasje i przyjaźnie trwające do dziś, a wielu z nas znalazło we „Włóczykiju” swoich życiowych partnerów. Pan Eugeniusz zawsze był dla nas wielkim autorytetem, osobą, która w perfekcyjny sposób organizowała nam te wszystkie pasjonujące przygody. W czasach, kiedy jeszcze obowiązywały mundurki harcerskie, Pan Eugeniusz nosił przy sobie swój mapnik z dokumentami i dlatego zwracaliśmy się do niego „Komendancie” – i tak już zostało. Wieczorami, kiedy wszystkim dopisywał humor podczas odpoczynku Komendant w namiocie opracowywał dokumenty, rachunki, plany na kolejny dzień. A rano? Rano nie mogło zabraknąć dla Niego kawy, po której z humorem ponaglał wszystkich do spakowania się i dawał sygnał do wyruszenia w drogę. Zawsze darzyliśmy Pana Eugeniusza ogromnym szacunkiem za Jego odpowiedzialność i troskę. Miał niebagatelne poczucie humoru i zapewniał poczucie bezpieczeństwa. Zapewne dlatego brać „Włóczykija” zawsze była bardzo liczna, a nasi rodzice nigdy nie bali się powierzyć mu swoich dzieci pod opiekę. Za to wszystko zawsze będziemy bardzo wdzięczni.
- Komendant, bo tak go nazywali uczestnicy obozów i wyjazdów "Włóczykija", był nie tylko mózgiem organizacyjnym, ale duszą tego turystycznego fenomenu lat 80. i 90. - mówi Tomasz Kanarkowski, nauczyciel żnińskiego Liceum Ogólnokształcącego. - Był współodpowiedzialny, wraz ze swoją żoną Jolą, za wspaniałe przygody i chwile, które przeżyli niektórzy uczniowie żnińskiego ogólniaka. i za kilka włóczykijowych małżeństw. Jego poważna twarz nie współgrała z Jego poczuciem humoru. Stąd nie każdy wiedział czy Komendant żartuje, czy mówi poważnie. Ze stoickim spokojem znosił nasze młodzieńcze inteligentne i mniej inteligentne wybryki. Przy wieczornych ogniskach na obozach, znikał w namiocie, gdy były zaśpiewane konkretne 2-3 piosenki. Już nie pamiętam jakie, bo w repertuarze "Włóczykija" było ich około setki. Charakterystyczna sylwetka Naszego Komendanta na zawsze pozostanie w pamięci "Włóczykijów".
Robert Szafrański poznał rodzinę Dobaczewskich będąc w szkole podstawowej. - Chodziłem 12 lat do klasy z Olkiem Dobaczewskim [synem Eugeniusza - przyp. red]. Mieszkaliśmy niedaleko siebie. Ja w bloku na Kopernika 8, oni w piątce. Pamiętam jak jeździłem na obozy HKT Włóczykij. Eugeniusz Dobaczewski w górach był nie do zdarcia. Były jeszcze spływy Czarną Hańczą. Dużo opowiadał nam o historii. Mówił prosto z mostu. Nie owijał w bawełnę. Wspominam go ciepło i pozytywnie z tamtego okresu. Potem nasze ścieżki krzyżowały się gdy byłem już radnym, a on prezesem WiK. Potrafił odpowiednio przedstawiać swoje racje i argumenty.
PAŁUKI
W ostatniej kadencji rad narodowych reprezentował Żnin w Wojewódzkiej Radzie Narodowej. Działał w kampanii wyborczej 1989 roku po stronie Solidarności, był następnie członkiem prezydium Komitetu Obywatelskiego w Żninie. Na początku roku 1991 wspólnie z Dominikiem Księskim, Marianem Kawką i Aleksandrem Kmiećkowiakiem założył tygodnik Pałuki.
- Nasza współpraca i znajomość nie ograniczały się tylko do kontaktów zawodowych - dodaje Marian Kawka. - Organizowaliśmy Komitet Obywatelski i w 1989 roku pilnowaliśmy wyborów, jak się potem okazało, przekręconych. Po wyborach spotkaliśmy się jako zespół redakcyjny "Baszty" [pisma wydawanego przez Żnińskie Towarzystwo Kulturalne - przyp. rk]. Po publikacji mojego artykułu, który zamówił Dominik, wylecieliśmy stamtąd z hukiem i padła myśl, że robimy gazetę. Eugeniusz Dobaczewski jeździł z Dominikiem do Bydgoszczy ze stronami do składu. Gienek dużo pracy włożył w rozwój gazety.
Stowarzyszenie Gazet Lokalnych w roku 2020 przyznało Eugeniuszowi Dobaczewskiemu tytuł Zasłużony dla Gazet Lokalnych.
- Gienka poznałem dzięki "Pałukom" - wspomina Aleksander Kmiećkowiak. - Po jakimś czasie nasze nazwiska spotkały się w stopce redakcyjnej gazety. Mieliśmy podobne poglądy na temat tego, jakie funkcje powinna spełniać niezależna gazeta. Był człowiekiem rozważnym i o umiarkowanych poglądach na sprawy społeczne i polityczne. Lubiłem słuchać jego wspomnień o szkolnym klubie "Włóczykija" i jego opowiadań o bardzo licznych wędrówkach samochodowych po Polsce, które - nawet, gdy był ciężko chory - sprawiały mu dużą radość. W tych wycieczkach zawsze towarzyszyła mu żona. Jako lekarz znający liczne odejścia znajomych mi osób, byłem pełen podziwu dla niego i jego żony Joli, jak zachowywali się w tych ostatnich jego dniach.
SPACERY
Franciszek Szafrański, wieloletni dyrektor Zespołu Szkół Ekonomiczno-Handlowych i radny Rady Miejskiej w czasach, gdy prezesem WiK był Eugeniusz Dobaczewski, zasiadał w Radzie Nadzorczej tej spółki komunalnej. Powiedział nam, że prezes zawsze był odpowiednio przygotowany do spotkań z Radą Nadzorczą. Miał wszystko w słupkach podliczone. Tym bardziej dziwi go, jak na koniec swojej pracy został potraktowany [przez burmistrza Roberta Luchowskiego - przyp. red]. Nawet nie pozwolono mu do biura wejść.
- To był uczciwy i porządny człowiek - podkreśla Franciszek Szafrański. - Na spotkaniach najpierw omawialiśmy sprawy służbowe, a potem wspominaliśmy dawne dzieje. W samych pozytywach go wspominam. Kiedyś szedł na działkę od strony Rydlewa i zaprosił mnie do siebie. Siedzieliśmy i wspominaliśmy. Pamiętam jak swego czasu chodził na spacery, a miał dużego psa. To tak trochę śmiesznie wyglądało. Bo Eugeniusz Dobaczewski był szczupły, a ten pies duży. Śmiałem się, że go ten pies kiedyś gdzieś wyprowadzi.
- Dla mnie bolesne jest to, w jaki sposób potraktowała go lokalna władza i jak pozbyto się go z zarządu WiK - dodaje Marian Kawka. - Uważam, że miało to wpływ na późniejsze problemy zdrowotne zarówno jego jak i Janusza Biegańskiego. Obaj bardzo przeżyli tą sytuację, a jak się potem okazało, żadnej sprawy nie było. Mocno skrzywdzono jednego i drugiego. Mogę powiedzieć, że odszedł wielki żninianin. Ci, którzy decydowali o jego losie nie dorosną mu nigdy do pięt.
RODZINA
Eugeniusz Dobaczewski był najstarszym dzieckiem Tadeusza Dobaczewskiego, znanego żnińskiego rejenta i Włodzimiery z Korsaków. Miał pięcioro rodzeństwa: Joannę, Kazimierza, Helenę, Tomasz i Adama. Poślubił Jolantę (z domu Pryka), z którą ma trzech synów: Aleksandra, Jędrzeja i Witolda oraz sześcioro wnucząt (za Barbara Filipiak, Wanda Niedziałkowska-Dobaczewska. Droga do Żnina, Żnin 2017, s. 343-345).
W rozmowie z Pałukami jego siostra Helena Dobaczewska-Skonieczka powiedziała, że jej brat przez 8 lat walczył z chorobą. Mimo tego cały czas pozostawał aktywny. Kochał życie i lubił podróże, które pozwalały mu walczyć z losem. Kiedy tylko mógł, to wyjeżdżał. Był jednocześnie rodzinny i bardzo lubił rodzinne imprezy. Jedną z ostatnich był grudniowy zjazd rodzinny. Siostra poświęciła zmarłemu bratu wiersz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz