Jednak październik zaczyna nas na dobre zamykać.
Jeszcze tyko wizyta w PZN (4.X) – uroczystości, gdzie musiałam być, miałam zobowiązania. Trzeba zachować rozsądek i środki ostrożności, odwołuję już kolejne spotkania.Boli mnie głowa, nie czuję się najlepiej, muszę zostać w domu. Urodziny zupełnie nietypowe. Można powiedzieć na łączach telefonicznych i Internetowych. Kawa z mężem musi wystarczyć.
Przygotowujemy się do „drugiej fali epidemii”. Nie panikujemy, ale jesteśmy obydwoje dodatkowo obciążeni innymi, poważnymi schorzeniami.
Musimy więc zrezygnować z wielu październikowych przyjemności, spotkań i wyjazdów. Ograniczyć do minimum naszą aktywność. No i właśnie to jest najtrudniejsze! Bezczynność zabija! Powracam do wiosennego rygoru: gimnastyka, lektury, pisanie – przerwa obiadowa, spacer. Po południu coś dla ducha, godzinka z komputerem i prace domowe. Wieczór, już tylko dla mnie. Bardzo urozmaicony plan zajęć.
Nie narzekam, tylko staram się w miarę możliwości znaleźć dobre strony tego nietypowego stanu rzeczy. Martwi mnie to co się dzieje w kraju, nie da się z tego wyłączyć. Nie żyjemy na bezludnej wyspie, ale widzę, że ta wyspa coraz więcej zasiedlana jest wilkami i hienami. Smutne to!
Powinniśmy się wspierać a nie kłócić. Walka o stołki i swoje racje zaczyna, jak zaćma, zacierać widzenie. Przestajemy dostrzegać co jest najważniejsze, widzimy tylko siebie tu i teraz. Zaczytamy żyć wspomnieniami. Może dlatego przypomniał mi się mój wiersz pisany wiosną:
SŁUŻBA PRAWDY
Nie gubmy siebie
nie dajmy się
ślepocie serca
stańmy ponad
Pozwólmy się dotknąć
upaść by powstać
silniejszym prosząc
o nadzieje i zmiłowanie
Pokora to wielka sztuka
dziękuję że pozwoliłeś
mi iść swoją
droga krzyżową