1 listopada –
oczywiście w Żninie, odwiedziłam groby rodziców i babuni. Potem spotkania rodzinnie – jak
zwykle. Widziałam się z braćmi i siostrą. Tym razem nie wróciłam zaraz do
Bydgoszczy, lecz zostałam tam kilka dni.
2 listopada -
jak przystało na Zaduszki, ponownie
odwiedziliśmy cmentarz. Odwiedziłam też rodzinkę mojego chrześniaka – nie było
zajęć w szkole, więc mogłam ich widzieć w komplecie. Chłopacy coraz lepiej grają - mają swój „Free Raod" (tylko czemu nie mogą się nazywać normalnie, po polsku - droga wolna). Dziewczynki też bardzo sympatyczne i przejęte wizytą ciocio-babci. Wieczorem wspomnieniowe
spotkanie z Jolą i Kazią. Okazało się, że Kaśka zachowała zeszyt sprzed laty
(prawie pięćdziesięciu) z moimi pierwszymi wierszami. Naśmiałyśmy się i
nawspominałyśmy. Musiałam uwiecznić ten dokument pstrykając zdjęcia tego
skarbu. Faktycznie niezwykła pamiątka! Jak ona to zachowała?
3 listopada
wyjazd do Gorzowa w przyspieszonym tempie, ale udało się odwiedzić cmentarz i
zapalić znicze dziadkom. Zawsze staram się zostawić jakiś „leśny znak”. Tym
razem również udało się znaleźć całkiem przyzwoitą wiązankę. Miła wiadomość, że
została poprawiana data śmierci babusi na nagrobku! Trzeba przyznać, że
gorzowianie bardzo dbają o to miejsce. Należą się im wielkie podziękowania! Potrzebowałam
tego wyjazdu! Szkoda, że w takim „przyspieszonym tempie” i nie mogłam
powiadomić moich znajomych, ale najważniejsze, że byliśmy na cmentarzu.
W piątek „wspólny
bydgoski obiad”, który już dawno czekał na sfinalizowanie, a w sobotę warsztaty
literackie, gdzie trochę zaskoczyłam moich współtowarzyszy… banałami.
Aktywny tydzień
podsumowywałam w niedzielę i zbierałam siły na następny, który również zapowiadał
się w „przyspieszonym tempie”.
- 7.XI
Zaduszki literackie w „Arce”, gdzie przypomniałam twórczość m.in. Leszka
Łęgowskiego. Inni poeci wspominali Jana Góreca-Rosińskiego, Kazimierza Hoffmana,
Andrzeja Baszkowskiego, Edwarda Kaczmarka, Dimitriosa Nikolaidisa i innych,
których przyszło nam już pożegnać – jednak, których twórczość dalej jest nam znana
i wspominana.
- 8.XI
Spotkanie wspomnieniowe na Barce Lemara. Nawet dopisała frekwencja i udało się
stworzyć sympatyczny, nostalgiczny i nie za bardzo patetyczny nastrój.
Wspominaliśmy historię Święta Zmarłych, ludzi z naszego środowiska, którzy
odeszli w minionym roku. Adam Gajewski wspomniał także o ludziach „wody”,
którzy związani byli z barkami i historią szyperstwa. Nie zabrakło wspomnień o
niewidomych, których wprawdzie pożegnaliśmy ale którzy dalej żywo pozostają w
naszej pamięci. Spotkanie zakończyliśmy prezentacją historii chryzantem, które
nie zawsze są kwiatami pożegnalnymi. Część osób pozostała na kolejnym,
esperanckim spotkaniu, które odbywało się tego samego dnia, tylko trochę
później. W domu zlądowaliśmy dopiero ok. 20-tej.
- 9.XI Miałam
„kobiece” spotkanie autorskie w Ligii Kobiet P, które już dawno obiecałam Wandzi. Miałam je
zaplanowane w połączeniu z prezentacją multimedialną. Niestety sprzęt nie
odpalił i musiałam nieco zmienić scenariusz. Mam nadzieję, że nie wyszło za
bardzo chaotycznie. Opowiadałam trochę o
swoich podróżach, trochę o innych pasjach i zaprezentowałam też kilka wierszy.
Nawet dwa po esperancku – na specjalne życzenie uczestniczek.
- 10.XI Kawiarnia
literacka „Modraczek” i kolejne spotkanie Basi, tym razem z Wojtkiem Banachem.
Musiałam tam być! Jako, że to nie tylko bydgoski poeta, ale również mój sąsiad
z tej samej ulicy. Wprawdzie nie pisał o mnie wiersza, tylko pisał „O sąsiedzie
z tej samej klatki” – musiałam więc to „godnie” przeżyć. Wróciłam za to z
kolejnym jego tomikiem, którego promocja będzie dopiero 8 grudnia.
11.XI Wiadomo
– świętowanie, no a potem dwutygodniowa przerwa…„znikam”