czwartek, 6 stycznia 2011

WSPOMNIENIA

Odnalazłam wywiad, który ukazał się pięć lat temu, w naszym biuletynie, kiedy zaczynałam ujawniać się ze swoim pisaniem. Dziwne – przez pięć lat nie zmieniło się wiele, chociaż ... może troszkę … „panta rhei”

Z wiceprzewodniczącą Okręgu Kujawsko-Pomorskiego Polskiego Związku Niewidomych, panią Heleną Skonieczką rozmawia Janina Śledzikowska  (Biuletyn Informacyjny „OKO” nr 19/2006)
– Zainspirowana poniedziałkowym „Spotkaniem z gościem˝, gdzie 13 listopada była Pani naszym „gościem”, postanowiłam, by tak interesującą sylwetkę przedstawić naszym czytelnikom. To że działa pani w naszym Związku to oczywiste - problem ze wzrokiem. Ten medyczny temat zostawmy w spokoju,  tego typu wspomnienia nigdy nie są miłe. Co jednak spowodowało, że zajęła się Pani działalnością właśnie na niwie kultury?
-  Ukończyłam pedagogikę kulturalno-wychowawczą, później redakcję techniczną. Pracowałam 10 lat w Wojewódzkim Ośrodku Kultury - może dlatego odnalazłam się właśnie w tej „działce”.
– Czy tradycje rodzinne miały też jakieś znaczenie?
  Prawdopodobnie były podstawą do mojej, trochę nietypowej jak na owe czasy - „społecznikowskiej duszy”. Mama moja, która była przedwojenną harcerką zaraziła tą duszą nas wszystkich z sześciorga rodzeństwa. Sam klimat rodzinny sprzyjał temu. Dom był otwarty dla wszystkich, zawsze coś ciekawego się w nim działo. Teraz rzeczywiście są „trochę inne czasy". Ludzie wolą zamykać się w domach ze swoimi problemami. Nie jest to dobre i nie sprzyja wzajemnym kontaktom, zrozumieniu. 
– Z autopsji znam problem uaktywnienia naszej młodzieży, jak Pani widziałaby rozwiązanie tego tematu szczególnie w dzisiejszej dobie  walki o byt, o usamodzielnienie się młodych ludzi?
– Trzeba przede wszystkim wierzyć w ich umiejętności. Mamy świetną i zdolną młodzież. Musimy tylko stworzyć im warunki, postawić na samodzielność i zostawić trochę inicjatywy. W naszym Okręgu Dyrekcja zatrudniła kilku młodych ludzi, myślę że oni najlepiej poradzą sobie w rozpoznaniu i doborze odpowiednich form pracy. Zawsze jestem gotowa służyć radą i pomocą. Muszą to być jednak działania przemyślane i dopracowane. Solidności i odpowiedzialności musimy uczyć się od samego początku.
– Widoczne są działania w sferze kultury w naszym Okręgu, ale czy ma Pani jakąś wizję dalszego rozwoju kultury w odniesieniu do wszystkich grup wiekowych, czy widzi Pani potrzebę wprowadzenia jakiś nowych form - jeżeli tak, to jakich?
– Rozwój i kształtowanie zainteresowań sprzyja nie tylko rozwojowi osobowości każdego człowieka a w naszym wypadku często pomaga również w jego pełnej rehabilitacji. Właściwe wykorzystanie czasu wolnego, którego przy niepełnosprawności wzrokowej często mamy w nadmiarze, jest bardzo ważnym problemem. Wydaje mi się, że ciągle jeszcze nie docenianym. Pełna rehabilitacja społeczna nie może odbywać się bez działalności kulturalnej i artystycznej.
Uważam, że jest jeszcze dużo do zrobienia. Wprawdzie rozpoczęcie i kontynuacja redakcji naszego biuletynu informacyjnego „Oko" się powiodła. „Moje nowe dziecko" jak często go nazywam, już piąty rok pochłania mi sporo czasu, ale też rozwija się i przynosi zadowolenie. Wspominamy nieraz nasze początki redakcyjne, kiedy to z Renią Olszewską szukałyśmy sponsorów na zakup papieru, by wydać nasze pierwsze numery. Zmieniła się szata graficzna i objętość gazety dzięki dofinansowaniu z PFRON-u. Jest to efekt nie tylko mojej wielogodzinnej pracy, ale też i całego zespołu redakcyjnego, który czuwa nad tym, by czarnodrukowa wersja została przepisana systemem brajla, w zapisie cyfrowym i nagrana na kasetach.
Konkurs „Mój świat-moje hobby" pokazał nam czym interesują się, co kolekcjonują i czym lubią zajmować się osoby niewidome i słabo widzące. Znając oczekiwania i potrzeby naszego środowiska łatwiej jest opracować propozycje programowe, które spotkałyby się z zainteresowaniem i aprobatą. Dlatego słuszna wydaje mi się propozycja aktywnych działaczy, by stworzyć Okręgowy Klub Aktywności Twórczej i Kulturalnej „OKATiK" obejmujący swoim działaniem zarówno ludzi propagujących twórczą aktywność w sferze plastyki, literatury i muzyki a także działających w sferze edukacyjno-informacyjnej (nauka języków, prace redakcyjne), komputerowych zapaleńców, czy pewne formy pracy z ludźmi „pogodnej jesieni". Niektóre formy pracy już udało się wprowadzić, nad innymi trzeba jeszcze popracować. Myślę jednak, że warto próbować i nie zniechęcać się stwierdzeniami: to nie wyjdzie, nie ma na to funduszy - tylko działać i chcieć - to musi wyjść! Wystarczy, że znajdzie się parę osób, którzy chcą coś robić a nie siedzieć w domu i narzekać…
– Funkcjonuje Pani w pełnej rodzinie, mąż, dwoje dzieci - mimo, że dorosłe też chcą z pewnością ciepłych słów i wsparcia Mamy. Jak udaje się pogodzić życie rodzinne i towarzyskie, jak rodzina odbiera to zaangażowanie w szerokim tego słowa znaczeniu w społeczną pracę związkową?
  Mogę śmiało powiedzieć, że mam od nich wsparcie i aprobatę. To właśnie oni pomagali mi zebrać siły, walczyć z chorobą i zmobilizowali do działania - bym robiła to co lubię. Pod wpływem moich dzieci zaczęłam pielęgnować historię rodzinną, doceniać pewne walory, które wynosi się z domu rodzinnego często dopiero po latach dostrzeganych i docenianych. To, że moi dziadkowie byli literatami, wcale nie musi znaczyć, że ja też sprawdzę się w tej dziedzinie ale popróbować warto.
– Dopiero podczas naszego wspomnianego we wstępie „Spotkania z gościem", gdzie spodziewaliśmy się  Pani jako „zasłużonego działacza kultury" niedawno odznaczonego - mogliśmy poznaliśmy czym tak naprawdę interesuje się Pani  i jakie są korzenie tych zainteresowań.
– „Powrót do korzeni” było to pierwsze spotkania w ramach warsztatów artystycznych „Kuźnia”. Cieszę się bardzo, że mogę w nich uczestniczyć. Pomogły mi one sięgnąć w głąb samej siebie i wydostać to, co chyba sprawia mi najwięcej satysfakcji - pisanie...
– Bardzo dziękują, że zgodziła się Pani na szczerą rozmowę, życzę radości i dalszego zrozumienia ze strony najbliższych, a w tej szarej związkowej pracy dalszych sukcesów.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz