https://soundcloud.com/audiobooki-okatika/sets/helena-dobaczewska-skonieczka
muszę pobyć ze sobą
ze słońcem z poezją
idę ścieżką
odkrywam swoje tempo
czuję język serca
światło sztukę
przemieniam
żal na wdzięczność
zanurzam w chwili
odnajduję myśli
trafne słowa
najcenniejsze dobro
celebruję niezależność
NOWE
będziemy
powoli odtajać
czyścić emocje
odświeżać pamięć
lepić życie
nie z monet
lecz z uczuć
pozamykani
pozbawieni tlenu
swobody żyjemy
w wirtualnym świecie
tylko czasem
zaintubowani miłością
zakwitamy
PRZEMIANA
ogłuszona hałasem zakazów
zakładam ochronny pancerz
splecione przekleństwa wypływają
z gardła płynie wściekłość dopada mnie
prawda kończy się wiwisekcja
pociesz mnie Panie i prowadź do końca
MUTACJE ŻYCIA
życie to szczęście i cierpienie
podszyte czasem
wszystko tymczasem
spływa zalewa zmysły
miało już nie być
i ciągle spływa
wodzi
aż zawodzi
WALKA POKOLEŃ
pokolenia matek i żon
kontemplują naturę
chłodząc zmęczone stopy
w strumieniach
nie siadają głęboko
w fotelach by łatwiej
było wstawać gdy myśli
tłoczą się bezrefleksyjnie
przychylają nieba
swym dzieciom
a one nie kłaniają się
przed starością
gonią życie
o wszystko walczą
same wybierają górne loty
gdzie pachnie deszczem
smutkiem i samotnością
ROZMOWY
dym rozmów porozplatał
zagmatwaną tęczę podarował
bukiety uśmiechów z głodnych sadów
i wino czeka na nasze znużenie
otwieram szuflady z zapachami
ziarenek snu rodzinnych tajemnic
ciepłochłód nocy
otworzył drzwi do ciebie
WYPACZENIE
wypaczone człowieczeństwo
gdzie przemoc plami życie
oczy za moment popękają
wyleje się mózg
złożoność doświadczeń
mruczy ponaglająco
wskazuje palcem
kto dobry a kto zły
łykamy to jak pelikany
budujemy w sobie przestrzeń
z jasnych kolorów udając
bezgrzeszne istoty
JAK DŁUGO?
miało to być kilka dni tygodni
a są już miesiące lata
miała to być interwencja
a jest rzeź
w kałużach krwi przeglądają się
ruiny domów
pies z kulawą nogą
szuka swego pana
KWIATY
kwiaty są jak wiersze
to poezja ziemi
kwiaty są muzyką
dźwięczą w metaforach
więdną z tęsknoty
za ogrodami niespełnień
zerwane stoją wiernie
w wazonach
przekwitają ze spokojem
kwieciste mandale
w ogrodach galaktyk
deszczem zmywane
TRYPTYK O‘LENKI
czy warto urodzić się nad Wartą
pomiędzy jednym roberkiem
a drugim nie warto
zadawać takich pytań
gdy dziadkowie składają
pierwsze uśmiechy
już na zawsze pozostanę
rodowitą gorzowianką
przypisaną do rzeki
kolejne robry
rozgrywam na Pałukach
spijam młodość
wędruję w harcerskim mundurze
a gdy życie zawisło
nad Brdą i nad Wisłą
buduję własne gniazdo
i kto zapamięta
że warto urodzić się nad Wartą.
wiersze Heleny Dobaczewskiej-Skonieczki
z tomiku „Dotyk drogi" (2024)
z tomiku „Dotyk drogi" (2024)
NIEZALEŻNOŚĆ
muszę pobyć ze sobą
ze słońcem z poezją
idę ścieżką
odkrywam swoje tempo
czuję język serca
światło sztukę
przemieniam
żal na wdzięczność
zanurzam w chwili
odnajduję myśli
trafne słowa
najcenniejsze dobro
celebruję niezależność
NOWE
będziemy
powoli odtajać
czyścić emocje
odświeżać pamięć
lepić życie
nie z monet
lecz z uczuć
pozamykani
pozbawieni tlenu
swobody żyjemy
w wirtualnym świecie
tylko czasem
zaintubowani miłością
zakwitamy
PRZEMIANA
ogłuszona hałasem zakazów
zakładam ochronny pancerz
splecione przekleństwa wypływają
z gardła płynie wściekłość dopada mnie
prawda kończy się wiwisekcja
pociesz mnie Panie i prowadź do końca
MUTACJE ŻYCIA
życie to szczęście i cierpienie
podszyte czasem
wszystko tymczasem
spływa zalewa zmysły
miało już nie być
i ciągle spływa
wodzi
aż zawodzi
WALKA POKOLEŃ
pokolenia matek i żon
kontemplują naturę
chłodząc zmęczone stopy
w strumieniach
nie siadają głęboko
w fotelach by łatwiej
było wstawać gdy myśli
tłoczą się bezrefleksyjnie
przychylają nieba
swym dzieciom
a one nie kłaniają się
przed starością
gonią życie
o wszystko walczą
same wybierają górne loty
gdzie pachnie deszczem
smutkiem i samotnością
ROZMOWY
dym rozmów porozplatał
zagmatwaną tęczę podarował
bukiety uśmiechów z głodnych sadów
i wino czeka na nasze znużenie
otwieram szuflady z zapachami
ziarenek snu rodzinnych tajemnic
ciepłochłód nocy
otworzył drzwi do ciebie
WYPACZENIE
wypaczone człowieczeństwo
gdzie przemoc plami życie
oczy za moment popękają
wyleje się mózg
złożoność doświadczeń
mruczy ponaglająco
wskazuje palcem
kto dobry a kto zły
łykamy to jak pelikany
budujemy w sobie przestrzeń
z jasnych kolorów udając
bezgrzeszne istoty
JAK DŁUGO?
miało to być kilka dni tygodni
a są już miesiące lata
miała to być interwencja
a jest rzeź
w kałużach krwi przeglądają się
ruiny domów
pies z kulawą nogą
szuka swego pana
KWIATY
kwiaty są jak wiersze
to poezja ziemi
kwiaty są muzyką
dźwięczą w metaforach
więdną z tęsknoty
za ogrodami niespełnień
zerwane stoją wiernie
w wazonach
przekwitają ze spokojem
kwieciste mandale
w ogrodach galaktyk
deszczem zmywane
TRYPTYK O‘LENKI
czy warto urodzić się nad Wartą
pomiędzy jednym roberkiem
a drugim nie warto
zadawać takich pytań
gdy dziadkowie składają
pierwsze uśmiechy
już na zawsze pozostanę
rodowitą gorzowianką
przypisaną do rzeki
kolejne robry
rozgrywam na Pałukach
spijam młodość
wędruję w harcerskim mundurze
a gdy życie zawisło
nad Brdą i nad Wisłą
buduję własne gniazdo
i kto zapamięta
że warto urodzić się nad Wartą.
wiersze Heleny Dobaczewskiej-Skonieczki
z tomiku „Migotanie słowa" (2021)
PREZENT
Byłeś bożonarodzeniową radością
tak było ci do twarzy z czerwoną kokardą
uroczyście podzielony na ćwiartki
każdy miał nogę i kawałek blatu
Jak dzisiaj odczytać wspomnienia
wszystkie przyklejone do ciebie łzy
niedokończone rozmowy
co czekają na rozstawionych półmiskach
Usiądźmy przy tobie
miejsca starczy dla wszystkich
jesteś wspólną przestrzenią
w rodzinnym domu zawsze jednoczącą?
ROZMOWA
Rozmawiam z tobą
w przestrzeni duszy
milczącej nieobecności
słyszę mądre ciepłe odpowiedzi
choć głos twój dawno przebrzmiał
Sztuka umierania
to sztuka godzenia się
z nieśmiertelnością
sztuka życia to umiejętność
godzenia się ze światem
Nie jesteś kartką
w kalendarzu wspomnień
nieme porozumienie
właściwe duszom pokrewnym
z pamięcią obecną nie minioną
BIEDA
Nie naprawimy świata
możemy jedynie
uczyć się go słuchać
Nie odrywajmy się
od matki ziemi
tu woda jest życiem
Dramat ludzi
miesza się z potem pracy
prawdziwa bieda
A jest kolorowo
KINO
On trzyma lustro
ja widzę swoje odbicie
zdejmuję maskę
i kończę rolę
Wyruszam
w niebezpieczną podróż
przyklejam się
do półki z książkami
Gdy gasną światła
zaczyna się gra
z widzem
HURAGAN
Byłeś wiatrem
w rozpostartych żaglach
studziłeś ogniste loty
Huraganem wypadłeś
rozbijając na drobne
naczyńka spokoju
Zbieram je teraz i sklejam
nigdy nie wypiję z nich
gorącej herbaty
Nie rozwinę żagli
na połamanym maszcie
***
Ma smak
popiołu listu
i barwę
twoich oczu
puka do drzwi
niechciana
czeka w milczeniu
POETYCIE TANGO
Taniec w muzyce
słowa w ciszy
ruchy świateł i pozy
najczulszych strun
Tango
z kropelką Chanel
i Chwilą w roli głównej
ORION
Znalazłam drogę
tajemnicy kosmosu
pierwotny tygiel
Gdzie mieszają się
żywioły wrażliwości
i wyobraźni
Swoisty mikrokosmos
formacja budowana
głębią różnego tworzenia
Świat tutaj jest jasnością
głosem natury połączonym
z moją cząstką
Tu asteryzm tworzą
trzy jasno świecące
gwiazdy
Na bydgoskim osiedlu
Wiersze ze żnińskiego okresu
Heleny Dobaczewskiej-Skonieczki
z tomiku „Wiersze z żywego drzewa (2017)
WIERSZE
Z ŻYWEGO DRZEWA
Siwa pani z laseczką
wędrowała ulicami miasta
wszyscy ją znali
i nazywali
Wandą – pisarką
Była trochę obca
nie stąd – gdzieś z Wilna
jej kłopot z chodzeniem
był pamiątką z Ravensbrück
piekła dla kobiet
Tylko czasem tam wracała
Ocalone życie
oddała wnukom
Drzewa urosły
książki przycichły
wiersze z żywego drzewa
płyną dalej…
tylko trochę dalej
Pięćdziesiąt gałęzi
rozrasta się
a wiatr na nich gra jak na harfie
rozwiewa kolejne liście
kolejne wersy
LAS
Szumi las
rozdrganymi listkami
mrucząc pieszczotliwie
kołysankę brzozową
– Znajdziesz w nim spokój
ciszę co Chopina z salonów
na łąki przenosi
Szumi las
wytrwałością dębów
czułością jaworów
goreje kiściami jarzębin
– Zrób korale
i zawieś na szyjach
szybującym obłokom
Szumi las
świerkową rapsodię
żegnając dzień
topiący się w jeziorze
– Jeszcze się zobaczymy
jeszcze usłyszymy
co w trawie piszczy
Szumi las i gra
wiolonczelą runa leśnego
wystrojoną melodię
pagórków pałuckich
DRĄŻENIE SKAŁY
Początkiem
było źródło
w pałuckiej Oćwiece
Tam spadały gwiazdy
Ręce w brzozowym
lesie splatały
instruktorski krąg
Pozostały wspomnienia
zamknięte w zeszycie
garb z piasku
Jezioro… przyjaźni
BADANIE PRZEBIEGU
ZMIENNOŚCI FUNKCJI
Funkcja
nie ma miejsc zerowych
– ja nie mam szczęścia
Funkcja posiada ekstrema
– ja posiadam
zbyt wielką wyobraźnię
Głowę nabitą marzeniami
Dla iksa uczuć funkcja zmierza
do maksimum a intuicji minimum
Teraz wykres
chcę aby mój wykres życia
był linią prostą
Ale co będzie
gdy pomylę
pewne wartości?
Czy przyjdzie On
i powie: tutaj się pomyliłaś!
DOM
Rodzinny dom
tam zachodziło słońce
i wschodziło
tam pocałunki szybciej goiły rany
a wielkie krzywdy po latach
wydały się małe
jak ganek
gdzie witaliśmy pierwszych gości
Przyjaciele
rozpłynęli się
czasem jednak przelatują
nad starą Basztą
między dwoma jeziorami
i wpadają
do starego gniazda
na Pałukach
Wiersze z bydgoskiego okresu
Heleny Dobaczewskiej-Skonieczki
z tomiku „Wiersze z żywego drzewa (2017)
DWORZEC
Odmieniany porami roku
z przypadkami w podróżach
powtórzeniami gasnących dni
Brzęczące tory zaprzeczają monotonii
każdy przedział to osobna opowieść
noszona w sobie
Przyczepiam wagon swoich zamyśleń
słowa mają fakturę
wodzę po nich palcami
W tłumie widzę dobrych ludzi
to skarby ulepione
z niepękającej skały
Wszyscy możemy być lepsi
tylko ten pośpiech i stukot
kół jak mantra
„Pociąg opóźniony
około trzydziestu minut”.
Wszyscy możemy być lepsi...
A ze mnie wyłazi zwierzę...
SPEKTAKL
Cieszy promień słońca
co dosięga lasu
wróży pokój
nieskończoności istnienia
W muzyce spojrzeń
splatamy dłonie
rzucamy słowem
i wychodzimy na scenę
Poznajemy świat
podglądając myśli
sięga po nie cień
a samotność skrzypi
Młodość
nieczynna do odwołania
CO LAS POWIEDZIAŁ
Wiatr w gałęziach otwierał
inny świat zielonych bram
struktury cudu szarość ślizgała się
w słońcu drzewa rosły w ciszę
Teraz złomy drzew
na karczowisku świszcze wiatr
zraniony las krzyczy
przyciętymi pniami
SKRZYDŁA
Akt roztargnienia
nie rodzi owoców
zanika kropka
w znaku zapytania
Jesteśmy
zbyt blisko
by zobaczyć znaki
wtapiane w rzeczywistość
Skłamana prawda
krzyczy
zgrzytem dnia
umiera fragment istnienia
Krwawiące rany
przemywa woda
szuka źródła i harmonii
rozmawiam ze swoim cieniem
Jakie będzie jutro?
Dwa skrzydła
wzbijają się do lotu!
BEZSENNOŚĆ
Modlitwy długie niewysłuchane
bezsenna pościel porą smutków
można szeptać słychać
nocne kuszenie anioła i bicie
zmartwychwstania
Wiją się drogi
rozstajne i powrotne
budzi się przydrożna nadzieja
wstaje dzień
światło przy wspólnym stole
ALBUM
Jeden wiek – to tylko sto lat
pięć pokoleń jakże różnych
i jakże podobnych do siebie
Żywa historia przeplatana
historią fotografii w kolorze sepii
czarno-białej i w pełni kolorowej
Kartki z albumu rozsypują się
puzzle historii i zawiłości rodzinne
dopasowujemy na nowo
Mamo – jaka podobna jesteś
do naszej prababuni
ty też opowiadałaś nam bajki
Tylko czemu ich nie spisałaś?
Helena Dobaczewska-Skonieczka (2010)
Byłeś bożonarodzeniową radością
tak było ci do twarzy z czerwoną kokardą
uroczyście podzielony na ćwiartki
każdy miał nogę i kawałek blatu
Jak dzisiaj odczytać wspomnienia
wszystkie przyklejone do ciebie łzy
niedokończone rozmowy
co czekają na rozstawionych półmiskach
Usiądźmy przy tobie
miejsca starczy dla wszystkich
jesteś wspólną przestrzenią
w rodzinnym domu zawsze jednoczącą?
ROZMOWA
Rozmawiam z tobą
w przestrzeni duszy
milczącej nieobecności
słyszę mądre ciepłe odpowiedzi
choć głos twój dawno przebrzmiał
Sztuka umierania
to sztuka godzenia się
z nieśmiertelnością
sztuka życia to umiejętność
godzenia się ze światem
Nie jesteś kartką
w kalendarzu wspomnień
nieme porozumienie
właściwe duszom pokrewnym
z pamięcią obecną nie minioną
BIEDA
Nie naprawimy świata
możemy jedynie
uczyć się go słuchać
Nie odrywajmy się
od matki ziemi
tu woda jest życiem
Dramat ludzi
miesza się z potem pracy
prawdziwa bieda
A jest kolorowo
KINO
On trzyma lustro
ja widzę swoje odbicie
zdejmuję maskę
i kończę rolę
Wyruszam
w niebezpieczną podróż
przyklejam się
do półki z książkami
Gdy gasną światła
zaczyna się gra
z widzem
HURAGAN
Byłeś wiatrem
w rozpostartych żaglach
studziłeś ogniste loty
Huraganem wypadłeś
rozbijając na drobne
naczyńka spokoju
Zbieram je teraz i sklejam
nigdy nie wypiję z nich
gorącej herbaty
Nie rozwinę żagli
na połamanym maszcie
***
Ma smak
popiołu listu
i barwę
twoich oczu
puka do drzwi
niechciana
czeka w milczeniu
POETYCIE TANGO
Taniec w muzyce
słowa w ciszy
ruchy świateł i pozy
najczulszych strun
Tango
z kropelką Chanel
i Chwilą w roli głównej
ORION
Znalazłam drogę
tajemnicy kosmosu
pierwotny tygiel
Gdzie mieszają się
żywioły wrażliwości
i wyobraźni
Swoisty mikrokosmos
formacja budowana
głębią różnego tworzenia
Świat tutaj jest jasnością
głosem natury połączonym
z moją cząstką
Tu asteryzm tworzą
trzy jasno świecące
gwiazdy
Na bydgoskim osiedlu
Wiersze ze żnińskiego okresu
Heleny Dobaczewskiej-Skonieczki
z tomiku „Wiersze z żywego drzewa (2017)
WIERSZE
Z ŻYWEGO DRZEWA
Siwa pani z laseczką
wędrowała ulicami miasta
wszyscy ją znali
i nazywali
Wandą – pisarką
Była trochę obca
nie stąd – gdzieś z Wilna
jej kłopot z chodzeniem
był pamiątką z Ravensbrück
piekła dla kobiet
Tylko czasem tam wracała
Ocalone życie
oddała wnukom
Drzewa urosły
książki przycichły
wiersze z żywego drzewa
płyną dalej…
tylko trochę dalej
Pięćdziesiąt gałęzi
rozrasta się
a wiatr na nich gra jak na harfie
rozwiewa kolejne liście
kolejne wersy
LAS
Szumi las
rozdrganymi listkami
mrucząc pieszczotliwie
kołysankę brzozową
– Znajdziesz w nim spokój
ciszę co Chopina z salonów
na łąki przenosi
Szumi las
wytrwałością dębów
czułością jaworów
goreje kiściami jarzębin
– Zrób korale
i zawieś na szyjach
szybującym obłokom
Szumi las
świerkową rapsodię
żegnając dzień
topiący się w jeziorze
– Jeszcze się zobaczymy
jeszcze usłyszymy
co w trawie piszczy
Szumi las i gra
wiolonczelą runa leśnego
wystrojoną melodię
pagórków pałuckich
DRĄŻENIE SKAŁY
Początkiem
było źródło
w pałuckiej Oćwiece
Tam spadały gwiazdy
Ręce w brzozowym
lesie splatały
instruktorski krąg
Pozostały wspomnienia
zamknięte w zeszycie
garb z piasku
Jezioro… przyjaźni
BADANIE PRZEBIEGU
ZMIENNOŚCI FUNKCJI
Funkcja
nie ma miejsc zerowych
– ja nie mam szczęścia
Funkcja posiada ekstrema
– ja posiadam
zbyt wielką wyobraźnię
Głowę nabitą marzeniami
Dla iksa uczuć funkcja zmierza
do maksimum a intuicji minimum
Teraz wykres
chcę aby mój wykres życia
był linią prostą
Ale co będzie
gdy pomylę
pewne wartości?
Czy przyjdzie On
i powie: tutaj się pomyliłaś!
DOM
Rodzinny dom
tam zachodziło słońce
i wschodziło
tam pocałunki szybciej goiły rany
a wielkie krzywdy po latach
wydały się małe
jak ganek
gdzie witaliśmy pierwszych gości
Przyjaciele
rozpłynęli się
czasem jednak przelatują
nad starą Basztą
między dwoma jeziorami
i wpadają
do starego gniazda
na Pałukach
Wiersze z bydgoskiego okresu
Heleny Dobaczewskiej-Skonieczki
z tomiku „Wiersze z żywego drzewa (2017)
DWORZEC
Odmieniany porami roku
z przypadkami w podróżach
powtórzeniami gasnących dni
Brzęczące tory zaprzeczają monotonii
każdy przedział to osobna opowieść
noszona w sobie
Przyczepiam wagon swoich zamyśleń
słowa mają fakturę
wodzę po nich palcami
W tłumie widzę dobrych ludzi
to skarby ulepione
z niepękającej skały
Wszyscy możemy być lepsi
tylko ten pośpiech i stukot
kół jak mantra
„Pociąg opóźniony
około trzydziestu minut”.
Wszyscy możemy być lepsi...
A ze mnie wyłazi zwierzę...
SPEKTAKL
Cieszy promień słońca
co dosięga lasu
wróży pokój
nieskończoności istnienia
W muzyce spojrzeń
splatamy dłonie
rzucamy słowem
i wychodzimy na scenę
Poznajemy świat
podglądając myśli
sięga po nie cień
a samotność skrzypi
Młodość
nieczynna do odwołania
CO LAS POWIEDZIAŁ
Wiatr w gałęziach otwierał
inny świat zielonych bram
struktury cudu szarość ślizgała się
w słońcu drzewa rosły w ciszę
Teraz złomy drzew
na karczowisku świszcze wiatr
zraniony las krzyczy
przyciętymi pniami
SKRZYDŁA
Akt roztargnienia
nie rodzi owoców
zanika kropka
w znaku zapytania
Jesteśmy
zbyt blisko
by zobaczyć znaki
wtapiane w rzeczywistość
Skłamana prawda
krzyczy
zgrzytem dnia
umiera fragment istnienia
Krwawiące rany
przemywa woda
szuka źródła i harmonii
rozmawiam ze swoim cieniem
Jakie będzie jutro?
Dwa skrzydła
wzbijają się do lotu!
BEZSENNOŚĆ
Modlitwy długie niewysłuchane
bezsenna pościel porą smutków
można szeptać słychać
nocne kuszenie anioła i bicie
zmartwychwstania
Wiją się drogi
rozstajne i powrotne
budzi się przydrożna nadzieja
wstaje dzień
światło przy wspólnym stole
ALBUM
Jeden wiek – to tylko sto lat
pięć pokoleń jakże różnych
i jakże podobnych do siebie
Żywa historia przeplatana
historią fotografii w kolorze sepii
czarno-białej i w pełni kolorowej
Kartki z albumu rozsypują się
puzzle historii i zawiłości rodzinne
dopasowujemy na nowo
Mamo – jaka podobna jesteś
do naszej prababuni
ty też opowiadałaś nam bajki
Tylko czemu ich nie spisałaś?
Helena Dobaczewska-Skonieczka (2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz